Miasto rowerów. A myślałam, że to Amsterdam jest miastem rowerów. Dziś sama nie wiem, gdzie jeździ ich więcej. Niewątpliwie w Kopenhadze jest bardzo dobrze rozwinięta sieć ścieżek rowerowych, często biegnących wzdłuż dróg (droga, ścieżka, chodnik), co kierowcę z Polski przyprawia o zawrót głowy. Skręcając w prawo, trzeba pamiętać, że rowerzysta jadący prosto, ma pierwszeństwo. A on nie jedzie na niedzielną wycieczkę tylko do pracy i nie zwalnia przed każdym skrzyżowaniem. Podobnie trzeba uważać podczas zjazdu z ronda aby nie potrącić rowerzysty, pozostającego w ruchu okrężnym.
Zatrzymaliśmy się w jednym z hoteli typu “Cabinn”. Jest ich w mieście kilka: Cabinn Express, Cabinn Metro, Cabinn City… Wszystkie są właściwie w centrum. Nasz Cabinn Express był stosunkowo tani i blisko stacji metra – dla mnie plus. Było przyzwoite śniadanie i gwarantowany parking – ekstra płatne. Pokój był wyposażony w czajniczek i codziennie dostawaliśmy nowe kubki, kawę, herbatę i cukier. I tu plusy chyba się kończą. Pokój był klaustrofobicznie mały. Małe, piętrowe łóżka. Na jedną noc byłby okej. Cztery noce… Trzeba było się nagimnastykować 🙂
Na zwiedzanie miasta przeznaczyliśmy dwa dni. Wystarczyło na spokojne zwiedzanie miasta z leżakowaniem w parku Tivoli i niespiesznym spacerem po terenie Christianii.
Kopenhaga jak i cała Dania jest dla przeciętnego Polaka droga. Przykładowe ceny:
- śniadanie w hotelu 75 DKK
- parking 80 DKK za dobę
- obiad 130 – 200 DKK
- piwo 80 DKK
- most Oresundsbron Dania – Szwecja 390 DKK
- most Storebaelt łączący Zelandię z Fionią 240 DKK
- wstęp do Tivoli bez atrakcji 110 DKK
Kopenhaga posłużyła nam także jako baza wypadowa do:
- Helsingor 45 km
- Hillerod 40 km
- Roskilde 40 km
- Mons Klint 140 km
opisane w zakładce “przejazdem”. (2016)