Saint Martin/Sint Maarten to karaibska wyspa leżąca na Małych Antylach. Wyspa w części należy do Francji a w części do Holandii, stąd jej podwójne nazewnictwo.
Na wyspę dotarliśmy liniami KLM, lecąc z Krakowa do Amsterdamu i z Amsterdamu na lotnisko SXM. Tak było najtaniej. Można próbować szczęścia lecąc Air France przez Paryż.
Na swoje wakacje wybraliśmy luty, gdyż w tym czasie na wyspie panuje sucha pora roku (trwa od stycznia do kwietnia). To, że była sucha pora nie znaczy, że w ogóle nie padało. Zdarzały się kilkuminutowe ciepłe deszcze.
Przygotowując się do podróży, przeczytałam w kilku artykułach, że na wyspę, jako europejską, można lecieć z dowodem osobistym. TO NIE PRAWDA! Już na etapie odprawy online wymagany był paszport i nie było możliwości wyboru dowodu osobistego jako dokumentu tożsamości w podróży. W Amsterdamie odlatywaliśmy z części terminala dla lotów do krajów poza Schengen. Jedyne udogodnienie to przejście przez bezobsługowe bramki, z których korzystali posiadacze paszportów Unii Europejskiej.
Po wylądowaniu na Sint Maarten też przeszliśmy kontrolę. Zostały sprawdzone nasze paszporty i musieliśmy podać adres zamieszkania na wyspie. Ponieważ nocleg mieliśmy wykupiony po stronie francuskiej, na tym kontrola się skończyła i została nam wbita wiza wjazdowa. Mając nocleg na terenie Sint Maarten trzeba się liczyć z pytaniami o ubezpieczenie.
Kontrole spowodowane są tym, iż od 2010 roku Sint Maarten nie jest już jednostką administracyjną (likwidacja Antyli Holenderskich) a autonomicznym krajem wchodzącym w skład Królestwa Niderlandów. Posiada własny rząd, gubernatora, flagę, herb i walutę.
Saint Martin jest terytorium zależnym od Francji i należy do Unii Europejskiej. Jednak swoboda przemieszczania się po całej wyspie oraz usytuowanie lotniska w części holenderskiej, powodują liczne lotniskowe kontrole i niejako utrudnienia w swobodnym podróżowaniu między wyspą a Europą kontynentalną.
W Sint Maarten obowiązującą walutą jest gulden antylski. Jednak powszechnie używaną walutą, zapewne ze względu na ruch turystyczny zwłaszcza z USA, jest dolar amerykański. W każdym sklepie czy punkcie gastronomicznym podawano nam cenę w dolarach i taką walutę nabijano na kasę.
W Saint Martin obowiązuje euro. Jednak trzeba zwrócić uwagę przy płaceniu w miejscach, gdzie wypoczywa duża liczba Amerykanów. Zdarzyło mi się w Grande Case, że kelnerka nabiła mi rachunek na terminal w dolarach. Zauważyłam to przed zapłatą i nie było problemu aby nabić rachunek jeszcze raz na terminal w euro.
Na całej wyspie połączenia telefoniczne są w cenie jak w Unii Europejskiej. Zdarzyło nam się jednak, że wskoczyła nam jakaś sieć po 8 zł za minutę połączenia. Trzeba być zatem czujnym jak w Bieszczadach, gdzie wskakuje sieć ukraińska. Internet i jego szybkość uzależnione są od sieci w Polsce i umów jakie podpisała z operatorem na Karaibach. Play ma kiepską umowę i praktycznie nie mieliśmy internetu. 3G nie pozwalało na nic. Telefon od operatora francuskiego działał bez zarzutu.
Wyspę licznie zamieszkują duże iguany zielone i szare. Szare są ostatnim ogniwem w łańcuchu pokarmowym i zjadają te zielone, samymi będąc niezagrożonymi przez inne gatunki zwierząt. Przez miejscowych uznawane są za szkodników.
Innymi szkodnikami dla miejscowych są małpy, których nam nie udało się zobaczyć mimo wędrówek po terenach, na których się pojawiają (Pic Paradise na stronie francuskiej i ścieżka Guana Bay po stronie holenderskiej). Małpy nie są tu naturalnie występującym gatunkiem. Były trzymane w domostwach aż w 1995 roku huragan Luis uwolnił je z niewoli. Nie mając naturalnych wrogów szybko zaczęły się rozmnażać. Dziś ich wrogiem jest człowiek. 19 lutego 2023 roku rząd Sint Maarten przegłosował wybicie wszystkich małp w ciągu trzech lat.
W roku 2017 huragan Irma zniszczył ponad 90% wyspy. Epidemia koronawirusa w latach 2020 – 2022 dołożyła kolejnych problemów w postaci braku ruchu turystycznego, problemów finansowych ludności i problemów ze sprowadzeniem na wyspę potrzebnych materiałów. Z tych powodów wiele budynków nie zostało jeszcze odremontowanych. Są także nieodremontowane budynki po wcześniejszym huraganie Louis, który nawiedził wyspę w 1995 roku.
Marigot
Marigot jest stolicą Saint Martin.
W miasteczku znajduje się port,
fort St Louis,
kilka barów i restauracji,
boulangerie w których jadaliśmy francuskie śniadania.
W tym mieście pijaliśmy drinki
i jedli obiady w lolo. Lolo to nazwa dla barów, które serwują dania pod lokalnych konsumentów a nie pod turystów. Panuje w nich swojski klimat.
Philipsburg
Philipsburg jest stolicą Sint Maarten.
W dniach kiedy do portu przybijają wycieczkowce, miasteczko jest dość zatłoczone.
Taksówkarze proponują wycieczki po wyspie a sklepikarze zapraszają do sklepów wolnocłowych.
W sklepach tych można kupić kosmetyki, perfumy i drogą biżuterię. Warto znać ceny w Polsce aby mieć pewność, że zakup na wyspie się opłaca.
Po zwiedzeniu miasteczka, zażyliśmy morskiej kąpieli na plaży Great Bay Beach
a po obiedzie zwiedziliśmy fort Amsterdam a raczej to co po forcie zostało. Do fortu z centrum miasteczka są ok. 3 km. A zwiedzanie zajęło nam ok. godziny.
Zwiedziliśmy także Yoda Guy Movie Exhibit, założone przez twórcę Yody, Nicka Maleya w którym spotkaliśmy samego założyciela.
Grande Case
To kolejne większe miasteczko warte odwiedzenia.
Znane jest z licznych barów i restauracji, serwujących kuchnie świata. Kwitnie w nim wieczorne życie. Ludzie spacerują ulicą, która wieczorem przybiera formę deptaku (niestety z ruchem samochodowych) i szukają odpowiedniego menu.
Pic Paradis
To najwyższe wzniesienie na wyspie, nieco ponad 400m nad poziomem morza.
Na szczycie znajdują się punkty widokowe.
Podjechaliśmy samochodem zgodnie z drogowskazami. Auto zostawiliśmy ok 1 km od szczytu gdyż droga stawała się coraz węższa i coraz bardziej dziurawa a nie chcieliśmy ryzykować dalszej jazdy osobówka z wypożyczalni.
Jakieś pół kilometra dalej i tak była informacja o zakazie jazdy dalej. Zresztą co za frajda wjechać na szczyt samochodem.
Dla mnie to była pierwsza i być może ostatnia okazja przyjrzenia się z bliska lasowi tropikalnemu.
Na szczycie spotkaliśmy Amerykanów, którzy wchodzili na górę od Loterie Farm i powiedzieli nam, iż droga była bardzo męcząca, pionowo pod górę przez ok. godzinę. Jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do tropikalnej pogody to taka trasa jest jeszcze bardziej męcząca.
Loterie Farm odwiedziliśmy później. To prywatne przedsięwzięcie, połączenie rezerwatu z atrakcjami typu leżaki, spacer w koronach drzew. Oczywiście wejście na Pic Paradis. Różnica jest taka, że tu za wejście na Pic Paradis trzeba było zapłacić 10 euro od osoby a my wchodziliśmy bezkosztowo.
Guana Bay – trasa turystyczna
Trasa wiedzie wschodnim wybrzeżem wyspy.
Na pokonanie trasy potrzeba ok 2 godzin i tyleż samo na powrót jeśli chce się wrócić do samochodu.
My trasę podzieliliśmy na dwie wycieczki. Pierwszą część zrobiliśmy tuż przed zachodem słońca. Ruszyliśmy od ruin hotelu na północy i po godzinie spaceru wróciliśmy do samochodu.
Następnego dnia wyruszyliśmy z południa w godzinny spacer w kierunku północnym.
Trasa przebiega brzegiem morza między roślinnością sawannową.
Po drodze występują formacje skalne a niewątpliwą atrakcją jest naturalny basen w oceanie.
La Belle Creole
To dawny kompleks hotelowy, którego świetność przerwał huragan Louis w 1995 roku.
Dziś stoją tylko mury pozbawione okien, a roślinność wyrwała dla siebie co mogła.
W pobliskich krzewach do dziś leżą fragmenty dachu.
Podjechaliśmy w to miejsce aby zobaczyć jak niszczące potrafią być huragany ale i aby zobaczyć piękno otoczenia tego niegdysiejszego obiektu.
Idąc plażą w kierunku zachodnim, doszliśmy do Trou de David (dziury Dawida), formacji skalnej, z zagłębieniem, wypełnionym wodą.
Friar’s Bay Beach
Przez wzgórze widoczne na zdjęciu, prowadzi ścieżka do plaży Happy Bay, znajdującej się po jego drugiej stronie.
Happy Bay
Na końcu plaży, przy widocznym wzgórzu, znajduje się plaża dla naturystów. Naturystów można jednak spotkać także na części dla tekstylnych.
Cupecoy Beach
Ten fragment plaży najbardziej mnie urzekł. Jednak słonko mocno przypiekło na kamykach.
Po wschodniej stronie plaży, znajduje się plaża dla naturystów.
Mullet Bay Beach
Od kwietnia do grudnia na plaży żółwie składają jaja.
Maho Beach
Plaża słynąca z filmików na YouTube z lądowania nad nią samolotów.
Ludzie nie przychodzą na nią po to, po co chodzi się na plażę ale dla zdjęć i filmików.
Mam i ja.
Na końcu plaży znajduje się bar, w którym zobaczyć można rozkład lotów większych samolotów.
Orient Beach
Duża plaża z zapleczem noclegowo gastronomicznym i wypożyczalniami sprzętu do sportów wodnych. Na końcu tej plaży także znajduje się plaża naturystów.
Coconut Grove
Nieduża plaża zapomniana albo nieodkryta przez turystów.
- Wyspa ma ok 50 km kwadratowych. Podróżując samochodem wszystko jest blisko.
- Na wyspie jeżdżą autobusy jednak na przystankach nie ma rozkładów jazdy. Autobus pojedzie jak przyjedzie.
- Komunikacja na wyspie w części holenderskiej w języku angielskim, w części francuskiej w języku francuskim i angielskim.
- Nasze polecajki gastronomiczne: Arhawak, Bistro de la Mer, Chez Coco, Hercule
- Ceny zbliżone są do cen we Francji kontynentalnej: obiad zje się za 15 euro, śniadanie w bulangerie ok. 6 euro, drinki ok. 9 euro, małe piwo 2 euro.
- Parkowanie bezpłatne
- Tym razem samochód wynajęliśmy przez booking.com, gdyż tak było korzystniej. Skorzystaliśmy z wypożyczalni AutoUnion, komunikacja na miejscu w języku angielskim i francuskim.
- Nie ma obowiązkowych szczepień, są tylko zalecane.
- Trzeba się zabezpieczyć w repelenty. My trafiliśmy na sporą ilość komarów, które nie bzyczą więc gryzą bez ostrzeżenia.
- https://medycynatropikalna.pl/kraj/antyle-holenderskie/
(2023)